jak dawniej wyglądał czas świąt

Adwent. Okres przygotowania do świąt Bożego Narodzenia nazywano dawniej „czterdziestnicą” – od czterdziestu dni jego trwania. Później okres ten ustalono od czwartej niedzieli przed Bożym Narodzeniem i nazwano adwentem. W tym okresie bardzo rygorystycznie przestrzegano zakazu organizowania zabaw i wstrzemięźliwości w jedzeniu oraz piciu alkoholu.

Ograniczano też cięższe prace domowe, zajmowano się jedynie porządkowaniem domu i zagrody – przygotowaniem do świąt i zimy. Ożywienie i wesoły nastrój panował jedynie 4 grudnia – w dniu św. Barbary, patronki górników.

 

Święty Mikołaj. Jak wspomina urodzony w Krążku etnograf Stanisław Ciszewski: „Chłopcy starsi poprzebierani za św. Mikołaja, aniołów i diabła chodzą dnia tego po wsi. Wszedłszy do izby, św. Mikołaj rozkazuje dzieciom, a nawet i dorosłym dziewczętom mówić pacierz i zadaje pytania z katechizmu. Jeżeli otrzyma zadawalającą odpowiedź, daje w nagrodę jaką łakotkę albo obrazek, w przeciwnym razie diabeł bije nie umiejących batem. Zwyczaj ten obecnie prawie już ustał, i czasem tylko przypomną sobie o nim. Utrzymują, że w dniu tego świętego wszystkie zwierzęta, a głównie wilki muszą zejść w jedno miejsce do św. Mikołaja, który na cały rok wyznacza każdemu czyje bydle ma porwać. Święty ten z tego względu uważany jest za postrach bydła”.

Wigilia i Boże Narodzenie. Dzięki Ciszewskiemu dysponujemy opisem wieczerzy wigilijnej we wsiach w okolicach Sławkowa, czyli w zachodniej części ziemi olkuskiej: „Jedzą zwykle na stole (tylko u bardzo biednych na ławie) pokrytym słomą przymocowaną doń powrósłami, która tak pozostaje aż do Nowego Roku. Na tę uroczystość pieką, lecz częściej kupują w miasteczkach, »sturcle« czyli strucle. Obiad, który jedzą tego dnia o gwieździe, a rozpoczynają łamaniem opłatka, składa się z następujących potraw: chleb i »sturcla« z miodem; siemieniatka, czyli zupa z siemienia konopnego, którą przegotowuje się w następujący sposób: siemię zagotowane uciera się w donicy z pewną ilością wody i przecedziwszy to, dodaje się kaszę jęczmienną lub jaglaną według upodobania (jadana do dziś na Śląsku „siemieniotka” ma nieco inne składniki – dop.); »kwaśne«, czyli garusek ze śliwek suszonych z grochem lub fasolą, rzadziej zaś z ziemniakami. Te dwie potrawy, tj. »siemieniatka« i »kwaśne« muszą koniecznie wchodzić w skład obiadu wigilijnego; makiełki; śliwki suszone, gotowane, same lub z fasolą; kapusta z grzybami; śledzie. Trunkiem przy wilii jest wódka”.

W noc przed wigilią „chłopcy na wsi robili ludziom tzw. szczęście: „Były to złośliwe kawały. Łamano płoty, przenoszono je w inne miejsca. Wyciągano wozy ze stodół, a zdarzały się nawet wypadki wciągania wozu na dach i włożenia go dyszlem do komina” (relacja z Witeradowa, z lat 60. XX w). O tych zwyczajach wspomina też Ciszewski: „Robią różne psoty jedni drugim. Chłopcy zamazują okna gliną lub wapnem, żeby dziewczęta musiały je myć na święta. Sąsiadowi wyprowadzi cichaczem krowę z obory na pole i przywiąże do kołka.”

Wigilii towarzyszyło też wiele przesądów. Jak podaje Ciszewski: „Dają kurom jeść w środku obrączki z beczki lub cebrzyka »żeby się kupy trzymały« (…). Rano w wiliję wyrzucają osobno z obory do ogrodu na pole kupeczkę nawozu. Wrzuciwszy do wody parę sztuk pieniędzy i kawałek chleba, myją się w tej wodzie. Robią to dlatego, »żeby się cłowieka cały rok pieniądze i chlib trzymały«. Za stragarze wkładają gałązki świerczyny, które po Bożym Narodzeniu palą i otrzymawszy stąd popiół przechowują starannie do wiosny. Na wiosnę pokrajawszy ziemniaki do sadzenia posypują je tym popiołem »żeby nie były chrobacywe«. Niektórzy zamiast palić gałązki zaraz po Bożym Narodzeniu przechowują je niespalone, aż do sadzenia ziemniaków i wtedy dopiero zamieniają je w popiół. Dziewczęta wychodzą na podwórze po drwa rąbane. Powróciwszy do izby, każda liczy swoje. Jeżeli ma ich do pary, prędko pójdzie za mąż, jeżeli zaś nie, długo musi czekać na męża. Po zamieceniu izby przed wieczerzą wigilijną, dziewczęta zebrawszy śmieci wychodzą z niemi na dwór i rzuciwszy je pod świerk lub z braku tego gdziekolwiek, stojąc na nich, nasłuchują, z której strony bowiem mają dostać męża”. Z kolei po wieczerzy wigilijnej następowały kolejne zwyczaje. Jak pisał Ciszewski: „Po wieczerzy: Dają bydłu zjeść po kawałku opłatka, tudzież resztki potraw, nawet ryb pozostałych po wieczerzy, aby się dobrze chowało. Krowy tylko nie dostają opłatka, bo by miały cienką śmietanę. Ryby zaś dlatego krowom dają, żeby były »raźne«. Za stragarze (belki stropowe – dop.) kładą tak zwane kopy, czyli małe snopeczki słomy (ze 20 kłosów). Wyjmują je zaś stamtąd w Nowy Rok przed wschodem słońca i związawszy w jeden wynoszą na pole i wtykają w ziemię, lecz tak, aby nikt nie widział. Dziewczęta ubierają jabłkami, orzechami itp. łakociami »sad«, czyli »gaik«, który potem zawieszają u stragarza. W drugi dzień Bożego Narodzenia, albo w Nowy Rok chłopcy kupują od dziewczyn (najczęściej za wódkę) ten sad i bawiąc się wspólnie objadają zawieszone na nim przysmaki. Rzucają za stragarze garść słomy. Ile się »ździebeł« utrzyma, tyle kop zboża zbierze gospodarz tego domu na przyszły rok w polu. Dziewczęta robią z opłatka »świat«, który na nitce wiesza się u stragarza. U spodu świata przymocowane bywa jabłko lub w braku tegoż cebula. Dziewczęta leją wosk lub cynę na wodę i z ulanych figurek wróżą przyszłość. Jeżeli na przykład uleje się coś podobnego do chłopa starego, dziewczyna lejąca wosk pójdzie za męża za wdowca. Czasem znowu uleje się chłop z ręką na muzyce (muzykant), w takim razie lejąca wosk dostanie męża muzykanta itp. Idąc spać wieczorem kładą na stole chleb i sturcle, a pomiędzy niemi zaś nóż.

Na Boże Narodzenie rano, zaraz po wstaniu ze snu, patrzą, od której strony jest na nożu para. Jeżeli od strony sturcli, to w nowym roku będzie nieurodzaj na pszenicę, jeżeli zaś od strony chleba, to na żyto. Prócz wymienionych zwyczajów i przestrzeganej ilości potraw przy wieczerzy, odnoszą się do tego dnia jeszcze następujące inne przesądy”. Były też tradycyjne wierzenia związane z Wigilią. Jak to opisuje Ciszewski: „Wierzenia: Utrzymują, że w wiliję o 12 godzinie w nocy rozmawiają cieluchy. Przy tem opowiadają powszechnie znaną historię o gospodarzu, który posłuchawszy rozmowy bydląt o swojej śmierci, umarł nazajutrz. Niektórzy utrzymują też, że tego dnia i kury rozmawiają i układają sobie projekta, gdzie będą przez cały rok jaja niosły. Kto kichnie w wiliję na czczo, będzie zdrów cały rok. Po ogień w wiliję nie można chodzić do sąsiadów, gdyż później cały rok trzeba by po niego chodzić. Miód jedzą na wiliji dlatego, aby się zabezpieczyć od wścieklizny”.

Z kolei Władysława Piątek z Pomorzan opowiadała w latach 60. Zeszłego stulecia o innych jeszcze sposobach na sprowadzenie powodzenia na gospodarkę: „Żeby się kury lepiej niosły rusza się w kurniku „pocioskiem”. Robi się kupy ze słomy i wnosi w wigilię do mieszkania w kąt, a wynosi ją dopiero przed wschodem słońca w Nowy Rok. Robi się je nie do pary – trzy lub pięć. Wynosi się je dlatego, aby tyle oddało kop zboża w nowym roku.” Matki tego dnia ostrzegały dzieci „aby nie dostały lania, bo cały rok będą zbierać” („Olkuskie”, Kraków 1997). Potem pozostawało poczekać na pierwszą gwiazdkę, łamano się opłatkiem, składano życzenia i zasiadano do wieczerzy; na wsi – poza dworem dziedzica – jedzono z jednej miski. Co ciekawe, jeśli ktoś podczas kolacji wigilijnej chciałby wejść do domu, to musiał poczekać, aż gospodarze skończą wieczerzować; był bowiem przesąd, że gdyby wpuścić gościa od razu ktoś z domowników umrze. Dopiero po kolacji ubierano choinkę.

Jeszcze w temacie panien, którym śpieszyło się do żeniaczki, a raczej każda o tym marzyła, to dziewczyny zamiatały śmieci i wynosiły je na dwór, a tam nasłuchiwały, z której strony pies zaszczeka stamtąd mogły się spodziewać kawalera. Na kościach, jakie zostały po wigilii, panny zostawiały znaki i dawały je na jednej miotle psu, którą kość pies najpierw porwał, ta panna miała pierwsza wyjść za mąż. Panna, która chciała przyśpieszyć wyjście za mąż wieszała na drzwiach dziady.

Z kolei Maria Skorus z Bolesławia, również w latach 60. opowiadała o wigilijnym wróżeniu losu panien ze szklanek: „Na stół pod szklanki kładą też dziewczęta mirtę, różaniec, grudkę ziemi, pierścionek. Z zamkniętymi oczami wybierają jedną ze szklanek. Mirta oznacza szybkie wyjście za mąż, różaniec – panna pójdzie do zakonu, grudka ziemi – panna umrze, pierścionek – panna zostanie stara panną.”

Były też wigilijne sposoby na przepowiadanie pogody. Wspomniana Maria Skorus wspominała: „Kładzie się też w Wigilię na piec cebule, do której wsypują jednakową ilość soli. Cebuli musi być dwanaście. Jeżeli po kolacji sól się rozpuści w którejś cebuli, to ten miesiąc, która z kolei jest ta cebula, będzie mokry. Jeżeli zaś nie, to suchy” („Olkuskie”, Kraków 1997).

Dawniej, w Boże Narodzenie, był zwyczaj pójścia na mszę świętą bez śniadania. Jedzono dopiero po powrocie z kościoła. Wtedy też gospodarz szedł do obory, aby pogłaskać bydło. Dzięki temu miało się dobrze chować. Unikano wychodzenia z domu, gdyż od tego robią się „bolączki” (wrzody). Nie zamiatano też izby, a nawet celowo rozrzucano na podłogę trochę słomy, którą sprzątano następnego dnia.

Dzień św. Szczepana. Jak opisuje Ciszewski, tego dnia był zwyczaj poświęcenia na mszy świętej owsa i obsypywania nim księdza po zakończeniu nabożeństwa. Czyniono to na pamiątkę ukamienowania świętego Szczepana. Był to też dzień przyjmowania „parobków” do pracy w gospodarstwie. Tego dnia parobek przychodził do gospodarza z własnym batem i pozostawał u niego. Dziewczyny przyjmowano do pracy w Nowy Rok.

Kolędnicy. Od Dnia św. Szczepana do Trzech Króli domy odwiedzali kolędnicy (potem domy nachodzili kolędnicy zwani „trzema królami”). Część chodziła z królem Herodem. Poprzebierani kolędnicy – odgrywali sceny biblijne związane z narodzinami Pana Jezusa i śpiewali przyśpiewki. Ponownie zacytujmy Ciszewskiego: „Chodzono też z kozą wykonaną z kija, koziego łba oraz białego prześcieradła. Koza szalała po izbie, skacząc i bodąc rogami domowników”. W kilka dni po Herodach chodzono z szopką, choć pod koniec XIX wieku zwyczaj ten zanikał. Z kolei około Trzech Króli chodzono po domach z kręcącą się na długim kiju gwiazdą. Tak tradycyjnych kolędników opisywał Ciszewski: „Równocześnie z kolędnikami chodzą także tak zwani »Herodzi«. Są to młodzi chłopcy, poprzebierani w kostiumy z kolorowego papieru i opowiadający w dialogu zdarzenia, jakie miały miejsce zaraz po Narodzeniu Chrystusa. Bywa ich zwykle czterech: jeden w papierowej koronie reprezentuje króla Heroda, dwóch innych z drewnianymi pałaszami jego marszałków, a ostatni ubrany w koszulę i papierową infułę, a zarazem kasyjera całej gromadki. Wszedłszy do izby ustawiają się w ten sposób, że Herod jest w środku; dwaj marszałkowie po jego bokach; a anioł trochę w tyle. Po czem rozpoczynają dialog, w części śpiewany, w części zaś mówiony.” Tu następuje pełny tekst scenariusza, znacznie różniący się od scenariusza z okresu przedwojennego i powojennego. W tym ostatnim oprócz Heroda (króla), Marszałków i Anioła występują: Śmierć, Turek, Grabarz, Żyd, Ułan, Dziad, Minister, Astrolog i Pastuszkowie. Kolędnicy posługiwali się często oryginalnymi rekwizytami: kosą, łopatą, widłami, harfą i kilofem. Aktorzy-kolędnicy nie mieli większych trudności ze strojami. Wykorzystywali np. czerwoną kapę lub szlafrok dla króla, białe prześcieradło dla Śmierci.

Kolęda. Tak zwyczaj kolędy księdza opisywał Stanisław Ciszewski: „W jakiś czas po Nowym Roku, rozpoczynają księża tutejsi objazd całej parafii, co także nazywa się kolędą. Księdzu towarzyszy organista i dwaj chłopcy. W oczekiwaniu takich odwiedzin, lud przygotowuje się na nie, myjąc, bieląc i porządkując dom cały. Przygotowuje też każdy dla księdza i organisty jakiś podarek, bądź w pieniądzach, bądź w zbożu. W chatach, gdzie są dorastające lub dorosłe dziewczęta ścigają się one aby pierwej usiąść na tem miejscu, gdzie siedział ksiądz. Której się to uda, ta najpierw pójdzie za mąż”.

Sylwester i Nowy Rok. Początkowi nowego roku też towarzyszyły ciekawe zwyczaje i obrzędy. Jak pisał Ciszewski: „Słomą ze stołu, który był pokryty na wiliję, a która pozostawała aż do tego czasu, rano, przed wschodem słońca obwiązują drzewa owocowe, aby miały dużo owoców. Ceremonia ta odbywa się w następujący sposób. Zebrawszy z chałupy siekierę i poprzednio przygotowane na ten cel powrósła udaje się gospodarz do ogródka i podchodząc do każdego owocowego drzewa mówi: – Czy będziesz rodzić, albo nie, zapytuję cię raz? Bo jak nie, to cię zetnę! Wymawiając te słowa, uderza drzewo siekierą, tak, aby trochę naciąć korę i zadrasnąć miazgę. Powtarza to do trzeciego razu, po czym obwiązuje drzewo powrósłem”.

Trzech Króli. Przed ponad stu laty, jak opisywał Ciszewski, świętu temu towarzyszyło wiele przesądów: „Tego dnia, na pamiątkę ofiarowanych Panu Jezusowi przez trzech króli darów, składających się: z mirry, kadzidła i złota, święcą tutaj mirrę i kredę, których później na rozmaite używają potrzeby. I tak: Krowę okładają mirrą, ażeby ją czarownica nie urzekła i żeby mleka nie straciła. Odbywa się to szczególniej w „nowy piątek”, tj. w pierwszy piątek po nowiu księżyca. Kredą święconą po powrocie z kościoła piszą po trzy krzyże na wszystkich drzwiach i nad oknami… Tegoż dnia święcą jeszcze w kościele wodę. W wodzie tej myją się niektórzy, aby się zabezpieczyć od parchów”. Krzyż na drzwiach miał zapobiegać wejściu do domu diabła.

Bibliografia:
Ciszewski Stanisław, Lud rolniczo-górniczy z okolic Stawkowa w powiecie olkuskim, Zbiór Wiadomości do Antopologii Krajowej, T. 10, Kraków 1887,
Federowski Michał, Lud rolniczy Żarek, Siewierza i Pilicy, Warszawa 1888-89
Olkuskie (Olkusz, ziemia pełna pieśni, legend i opowieści), z materiałów Wiesława Krzysztoforskiego do druku podała Jolanta Doschek, Biblioteka Tradycji Literackich, Kraków 1997.

 

0 0 votes
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
ipn
ipn
6 lat temu

[quote name=”autochton”][quote name=”pavv”]Tak na marginesie to nie uważacie, że Olkusz powinien być w województwie katowickim (tzw. śląskim). Do Krakowa nam daleko z badziewnym dojazdem a i krakowianie za bardzo nie wiedzą gdzie Olkusz jest. Myślę, że w rok da się ogarnąć temat i przenieść do normalnego województwa.[/quote]
Kto nie „czuje” związków rodzinnych i etnicznych z aktualnym miejscem zamieszkania w Olkuszu, może tak, jak „pavv” mówić. Ale ten, kto z rodziny olkuskiej pochodzi od pokoleń, a na dodatek poczuwa się do etnicznych związków z małopolanami zachodnimi, a to oznacza, że szanuje tradycję, to nawet gdyby „pisowski obecnie” Olkusz obrzydł mu na amen, nie jest w stanie tych „korzeni” odrzucić, bo do końca życia będzie o sobie mówił: „ja jestem stąd”. I żadne niedogodności typu „komunikacja”, czy „pochodzenie” osób z miejskiego samorządu (jak wiadomo, od wielu, wielu lat Olkuszem zarządzają „nie-Olkuszanie”, a jest to efektem zbyt małej liczby zamieszkałych tutaj „prawdziwych Olkuszan”) – – – tego nie zmieni.[/quote]
Tutaj raczej nie chodzi o zbyt małą liczbę Olkuszan , do zarządzania na wszystkich szczeblach trzeba było wykazać lojalność wobec PZPR .Może Olkuszanie tak chętnie nie sprzedawali się partii , aczkolwiek są przypadki nie do uwierzenia.I tak po 89′ z dziadka na wnuczków pchają tę karuzelę .

autochton
autochton
6 lat temu

[quote name=”pavv”]Tak na marginesie to nie uważacie, że Olkusz powinien być w województwie katowickim (tzw. śląskim). Do Krakowa nam daleko z badziewnym dojazdem a i krakowianie za bardzo nie wiedzą gdzie Olkusz jest. Myślę, że w rok da się ogarnąć temat i przenieść do normalnego województwa.[/quote]
Kto nie „czuje” związków rodzinnych i etnicznych z aktualnym miejscem zamieszkania w Olkuszu, może tak, jak „pavv” mówić. Ale ten, kto z rodziny olkuskiej pochodzi od pokoleń, a na dodatek poczuwa się do etnicznych związków z małopolanami zachodnimi, a to oznacza, że szanuje tradycję, to nawet gdyby „pisowski obecnie” Olkusz obrzydł mu na amen, nie jest w stanie tych „korzeni” odrzucić, bo do końca życia będzie o sobie mówił: „ja jestem stąd”. I żadne niedogodności typu „komunikacja”, czy „pochodzenie” osób z miejskiego samorządu (jak wiadomo, od wielu, wielu lat Olkuszem zarządzają „nie-Olkuszanie”, a jest to efektem zbyt małej liczby zamieszkałych tutaj „prawdziwych Olkuszan”) – – – tego nie zmieni.

pavv
pavv
6 lat temu

Tak na marginesie to nie uważacie, że Olkusz powinien być w województwie katowickim (tzw. śląskim). Do Krakowa nam daleko z badziewnym dojazdem a i krakowianie za bardzo nie wiedzą gdzie Olkusz jest. Myślę, że w rok da się ogarnąć temat i przenieść do normalnego województwa.